Plan był prosty – lot samolotem, wystawa fotografii Alexa Webba, szybki obiad, kilka zdjęć Warszawy i lot powrotny. Jednodniowa wycieczka do stolicy obfitowała jednak w przygody, których nie mogliśmy przewidzieć.
Jeszcze zanim zdążyliśmy z Szymkiem obejrzeć wystawę zostaliśmy wciągnięci w dyskusję na temat aparatów kompaktowych. Skutek był taki, że dostaliśmy propozycję dostania na półgodzinne testy aparatów Leica M10. Propozycji fotografowania aparatem-marzenie się nie odmawia więc po obejrzeniu wystawy (dość skromnej, spodziewałem się większej ilości zdjęć) poszliśmy fotografować okolice ulicy Mysiej.
zdążyliśmy też obejrzeć kilka albumów fotograficznych w Leica Gallery
Warszawa zawsze wzbudza u nas chęć do fotografowania więc chociaż czasu było mało to i tak była to dla nas bardzo przyjemnie spędzona część dnia. (zdjęcia z M10 i kilka zdań o aparacie w kolejnym wpisie!)
W międzyczasie udało nam się umówić na spotkanie ze starym znajomym (obecnie fotografem PAP). Chociaż w planach było jeszcze fotografowanie Warszawy to spotkanie się nieco przedłużyło i pośpieszyliśmy na lotnisko.
Przez prawie 2 godziny samolot nie zdołał wystartować więc musieliśmy zrewidować swoje plany i postanowiliśmy wrócić do Wrocławia pociągiem.
mało kto był zadowolony z problemów z odlotem z Warszawy
Planujać wycieczkę miałem nadzieję na zdjęcia Wrocławia z samolotu o zachodzie Słońca. Okazało się, że wracałem do miasta pociągiem o wschodzie :)