Jestem przyzwyczajony do fotografowania ślubów przez cały dzień – od wizyty u fryzjera, przez zdjęcia w salonie urody, przygotowania w domu Panny Młodej, błogosławieństwo, uroczystość w kościele i w końcu wesele. Tym razem emocje były bardziej skondensowane – już o 9 rano goście przybyli na uroczystość do Urzędu Stanu Cywilnego, a po około 20 minutach było „po wszystkim”. Lubię takie szybkie akcje – nie mam wówczas czasu na zastanawianie się nad kadrami, działam niemal instynktownie, jak dawniej gdy w kilkanaście minut musiałem zrobić fotorelację dla gazety.














Prawdę mówiąc trochę martwiłem się o efekty pracy tego dnia. Na 9 godzin przed ślubem Basi i Przemka kończyłem poprzednie zlecenie będąc ponad 100 metrów pod ziemią i około 300 km od Wrocławia. Udało mi się jednak wrócić na czas, zdrzemnąć, zrobić reportaż na ślubie cywilnym i trochę portretów w plenerze. Nieprędko jednak powtórzę taki „wyczyn”.
P.S.
Kończąc nie mogę Was nie zaprosić do obejrzenia fotografii plenerowych tej pary z Wrocławia i przeczytania referencji, które od niej dostaliśmy.